poniedziałek, 26 czerwca 2017

Opowieść 1

↓ ↓ ↓ ↓ ↓    

25 komentarzy:

  1. (0) - początek

    Mężczyzna szedł szybkim krokiem po zatłoczonej ulicy pełnej porannego szumu i gwaru miasta. Wszyscy spieszyli się do pracy. Mijając żółtą taksówkę, jego wzrok przykłuło dziwne zachowanie ochroniarzy w czarnych jak smoła garniturach i równie ciemnych okularach. Była 7 rano. Gdzies w oddali usłuszał strzał z pistoletu. Glock 17. Znał się trochę na broni, w końcu spędził 12 lat u boku ojca, handlując nielegalną bronią mysliwską. Potem, kiedy trafił na parę miesięcy do aresztu, miał do czynienia z przemytem zagranicznej broni, którą sprawdzał pod względem technicznym. Nierozglądając się szedł dalej, odrobinę przyspieszając kroku. Spieszył się.
    - Ej Max! - mężczyzna zatrzymał się i odwrócił. Przed nim stał jeden z tych facetów, którzy na pierwszy rzut oka wydali mu się ochroniarzami. - Mamy dla ciebie niespodziankę.
    Nagle stracił kontrolę nad rzeczywistoscią. Błysnęło mu przed oczami. Ktos uderzył go od tyłu w głowę jakims twardym narzędziem. Kolana ugięły mu się, swiat zawirował. Z oddali usłyszał jakis głos wołający go po imieniu. Potem była już tylko ciemnosć.

    OdpowiedzUsuń
  2. (1)
    Obudził się w jakiejś klatce w całkowitej ciemności. Strasznie bolała go głowa. Chyba usłyszał jakiś szelest. Po około godzinie do pomieszcznia wszedł gościu, który chyba mu kogoś przypominał. W oślepiającym świetle zdążył zobaczyć jeszcze puchatą kulkę w rogu klatki. Ochroniarz podsunął mu miskę czegoś, co miało smak, zapach i konsystencję kociej karmy. Czyli nią było. Max udawał nieprzytomnego. Koleś chyba dał się nabrać, bo sobie poszedł. On tymczasem usłyszał zwierzątko, dobierające się do jego miski. Pomacał je. To chyba szynszyl.
    -Smacznego.- Mruknął.

    OdpowiedzUsuń
  3. (6)
    Tymczasem kilka przecznic dalej Lea stała przed trudnym wyborem w sklepie zoologicznym. Przyszła tu po myszkę. Zwyczajną malutką myszkę. Już nawet sobie jedną wypatrzyła i chciała poprosić sprzedawczynię o podanie jej, ale wtedy jej uwagę przykłuło jakieś dziwne zwierzątko. Siedziało sobie w klatce z szynszylami, ale Lea miała pewność, że to nie był szynszyl. Pomacała je. To chyba nie szynszyl. Futrzaczek miał pomarańczowe futerko i długie uszy, co mogło sugerować naszej bohaterce, że szynszylem nie było. A może to małe łuski i długi ogon z kolcami ją do takiej refleksji skłoniły? I tu pojawiała się wątpliwość. Kupić myszkę, czy tego stworka, który zauroczył ją swoimi żółtymi ząbkami?
    Podjęła decyzję. Zrobi to. Obejrzała się na boki. Nikt nie widzi. Pochyliła się delikatnie nad klatką i wyciągnęła zdobycz.
    Podeszła cichaczem do kasy i położyła myszkę na ladzie.
    Już wyciągała banknot w stronę kasjerki, gdy poczuła, że ktoś jej śmiga po nerkach w tę i z powrotem.
    - Przepraszam, muszę szybko pójść do toalety.
    Kasjerka wskazała jej kierunek, a gdy klientka nie wracała od dwóch godzin i trzynastu minut, postanowiła odnieść biedną myszkę z powrotem do klatki.
    Tymczasem w kiblu działy się przedziwne rzeczy. Lea usiłowała wydobyć zwierzątko zza koszuli, ale to nie chciało w ogóle współpracować. Biegało po jej plecach, co chwilę zatrzymując się, żeby odpocząć i wtedy robiło jej masaż łapkami. Wtedy Lea przestawała łapać stworka i wskazywała mu miejsca do wymasowania.
    Po jakiejś godzinie doszli do współpracy i tajemnicze zwierzątko masowało łopatki w zamian za garść żelków z torebki Lei.
    Po następnej godzinie dziewczyna stwierdziła, że weźmie futrzaczka do domu, bo przydałby się jej prywatny masażysta za paczkę żelków. Co dziwne, poprzednich masażystów nie zadowalały łakocie i żądali od niej pieniędzy. Phi, też coś! W końcu znalazła idealnego kandydata. Znowu naszły ją wątpliwośći, czy to aby na pewno nie jest szynszyl. W końcu studiowała biologię i botanikę, więc teoretycznie powinna się na tym znać. Teoretycznie.
    No cóż. Szynszyl czy nie szynszyl, weźmie go do domku.
    Spakowała zwierzątko do torebki, uważając przy tym na delikatne uszka, które wystawały ponad brzeżki. Nie może się tak pokazać w sklepie, bo zrobią jej rewizję. Bała się rewizji. Miała z nimi nieprzyjemne wspomnienia.
    Na przykład w 2006 roku na lotnisku w Paryżu, kiedy przechodziła przez...
    -Rrrr
    -Słucham?
    -Rrrr
    -Aha
    ...no więc jak przechodziła przez bramki na lotnisku... Zaraz. Trzeba stąd wyjść. To nie jest odpowiednia pora na wspominki. Otworzyła okno, wspięła się na spłuczkę i razem z torebką o niezwykłej zawartości opuściła toaletę.

    OdpowiedzUsuń
  4. (9)Tymczasem Max za kocią karmę otrzymał od szynszyla marmoladę, którą spożył i przypadkiem odkrył, że roztapia kraty. zastanawiał się, co go czeka po zjedzeniu połowy słoika, gdy niewielka jej ilość wystarczyła, by go uwolnić. Użył jej, by otworzyć drzwi. Ostre światło raziło go po oczach. Zobaczył trzech kolesi siedzących przy stole. Dwóch okładało się jakimiś raportami, a trzeci spokojnie siedział zrezygnowany i czekał, aż im się znudzi. zachowywali się tak głośno, że nie musiał się skradać. Pobiegł do kolejnych drzwi, które były otwarte. Zaczynał mieć mdłości. To pewnie po marmoladzie. Szynszyl biegł za nim z miną niewiniątka. Pchnął drzwi. Dało się słyszeć dzwonek poruszony drzwiami. Kątem oka widział, że tamci poderwali się z miejsc. Puścił się sprintem, lecz potknął się o suszarkę do włosów, leżącą przed wyjściem. szorując twarzą po glebie, obrócił się i rzucił w prześladowców resztką marmolady. Jeden z nich zdążył strzelić. Max oberwał w brzuch. Przed oczami zobaczył ciemne kropki. Zmusił się do wstania. Próbował biec. Odłamki słoika poraniły tamtych, lecz niezbyt poważnie. O dziwo, jego magiczna zawartość nie zrobiła nic. Ochroniarze zaczęli strzelać. Schował się za szafką nocną i zaczął rzucać w nich leżącymi nieopodal kieliszkami. Gdy ta amunicja się skończyła, wziął się za grzechotki. Potem przyszła kolej na kostki Rubika. Gdy wychylał się po kalafior, zgarnął kulkę w łeb.

    Lea właśnie opuszczała toaletę, gdy usłyszała czyiś wrzask. Wyjrzała zza budynku i zobaczyła kolesia, rzucającego kieliszkami i grzechotkami w kilku innych, sfrustrowanych, uzbrojonych i brudnych od zielonkawej marmolady kolesi. Gdy ruszył do grządki warzywnej po amunicję, jeden z nich go zabił, i zaczął tańczyć taniec radości Snoopy'ego, za co spotkał się z potępiającym spojrzeniem kolegów. Z trupem zaczęło dziać się coś dziwnego, jakby zżerał go od środka kwas. Cichutko zwymiotowała, zadzwoniła na policję i zwiała.

    OdpowiedzUsuń
  5. (31)
    Lea, uciekając, przypomniała sobie, że zostawiła paczkę żelków koło budynku. Wypadły jej z wrażenia na widok dziwnego zajścia. Gdzieś w oddali słyszała syreny. Z syrenami też nie miała dobrych wspomnień...
    Rok 2013, Warszawa. Podeszła ze swoim byłym mężem pod pomnik syrenki, kiedy usłyszała dziwne krzyki...
    - Rrrr
    ... to chyba była jakaś kobieta...
    -Rrrr
    Lea oprzytomniała. Spojrzała na parę oczek świecących w torebce. Ech, czas wrócić po te żelki.
    Najciszej jak umiała zakradła się z powrotem w to samo miejsce. Zauważyła swoje żelki. Popatrzyła na tamtych kolesi.
    Nagle błysnęło jakieś światło.
    Spojrzała w trawę. Biegał tam sobie jakiś mały szynszylek.
    Wtem zwłoki zniknęły.
    Szynszyla też już nie było.
    Hmmm, to dziwne.
    - Rrrr
    - A tak, już ci daję żelka.
    Włożyła gumową gąsieniczkę do rozdziawionego pyszczka. Widziała w oddali niebieskie światła. Narzuciła kaptur na głowę i czmychnęła z miejsca bardzo dziwnego zdarzenia.

    OdpowiedzUsuń
  6. (10)wizyta obcych

    Wróciła do domu i rozwaliła się na kanapie. Zastanawiała się, czemu nie-szynszyl poszedł do toalety i było z tamtąd słychać podejrzane dźwięki, jakby żygania. Chwyciła małego, uroczego pingwinka, który był najlepszą bronią, jaka przychodziła jej do głowy. Zobacyła szynszyla ubranego w starą skarpetę, z zapałem obcmoktującego zgniłego kartofla. Wzruszyła ramionami i sobie poszła. Chwilę potem ktoś dobijał się do jej drzwi. wzięła pingwinka i poszła otworzyć. Stała tam dwójka obcych jej ludzi. Jeden z nich trzymał dziurawą konewkę owiniętą w fałszywy banknot dwudziestozłotowy.
    -Czego chcecie, do jasnej stodoły z panelami słonecznymi?!

    OdpowiedzUsuń
  7. (27)
    - Dobrze wiesz czego! - wrzasnął jeden z nich.
    Minęli ją w drzwiach i przeszli do salonu. Lea zobaczyła na płaszczu jednego z nich przypinkę z napisem "Mafia Kaloryferów", chociaż jego wydatny brzuszek sugerował coś innego.
    - Mógłby pan schudnąć - rzuciła mimochodem i poszła do kuchni zaparzyć herbatkę.
    Przybysze tymczasem rozgościli się wygodnie na kanapach. Ten, który trzymał konewkę przystąpił do odwijania z niej banknotu. Lea wróciła z herbatką. Podała gościom filiżanki.
    - Nalejcie sobie, a ja przyniosę cukier.
    Kiedy właściciel przypinki odpakował już pieniążka, ich oczom ukazała się druga - ciemna i mroczna strona banknotu. A raczej biała i niezadrukowana.
    Lea w tej samej chwili zdejmowała cukierniczkę z szafki, gdy do jej uszu doszło przeraźliwe skomlenie. Szybko pobiegłą z powrotem do salonu i zaczęła pocieszać szlochających facetów.
    - Już, juuż... Zrabujecie sobie nowe pieniążki - starała się dodać im trochę otuchy
    - Ale to było 20 złotych, chlip, chlip... Skąd my mogliśmy wiedzieć, że jest fałszywee-ee-eee... - z powrotem zaniósł się płaczem.
    - No cóż, może stąd że mają napisane "do celów edukacyjnych" - spojrzała na nich - a tak, wy nie macie pojęcia co to edukacja...

    OdpowiedzUsuń
  8. (30)

    Panowie poszli do łazienki się ogarnąć, ale szybko zorientowali się, że nie ma prądu, ani wody. Spojrzeli na dziewczynę z dezaprobatą.
    -No co, niema na całym osiedlu.-Przemilczała fakt, że właściwie to z jej winy. Goście sobie poszli, a ona poprosiła stworka o masaż.

    Tymczasem Michał czekał na kolegę. Zdobył kilka nowych informacji. Szykowali się na ryzykowne włamanie, aczkolwiek był prawie pewien, że jest ono konieczne. Bał się, że prototyp nowej bomby atomowej, mającej jeszcze niebezpieczniejszy skład, zostanie niedługo zdetonowany. Mężczyzna zerknął na zegarek. Było mu zimno. Obok kawiarni naprzeciwko zobaczył...

    OdpowiedzUsuń
  9. zostaw ten biedny balonik25 grudnia 2017 11:06

    (8)
    ...dziwny przedmiot. Wyglądał on jak jakaś miniaturowa klepsydra. Zadzwonił telefon. To był jego ziomek Mati. Ten, z którym mieli się za chwilę włamać.
    - Tak?
    - Nie rób niczego beze mnie. Zdobyłem już ten kod, będę za dwie minuty, czekaj.
    - Dobra, luz.
    Kolega już lekko go irytował. Ciągle kazał mu robić jakieś nudne rzeczy, podczas gdy sam robił te trudniejsze, ciekawsze i wymagające skrupulatności, ryzyka i skupienia.
    Jeszcze raz spojrzał na przedmiot. Ktoś go chyba zgubił. A może porzucił?
    Zrobiło mu się szkoda malutkiej klepsydry. Zrobił krok i wyłaniając się z ciemności znalazł się na ulicy.
    "Miałem czekać" - pomyślał.
    Jednak Mateusz raczej nie przejąłby się losem opuszczonej klepsydry i kazał mu od razu kierować się bezpośrednio do miejsca włamania.
    Ehh czasem zastanawiał się, dlaczego on jeszcze się z nim zadaje. A znali się właściwie od dziecka. Jednak coś go tknęło kilka lat temu, gdy chciał iść na studia, a Mati mu zabronił, bo powiedział, że to siara. Oczywiście go posłuchał.
    Teraz, mając już te 25 lat na pewno nie zgodził na to. No ale w obecnym stanie rzeczy, gdy na karku mieli policję z całego kraju, a oprócz tego narazili się miejscowej mafii, nawet nie spróbowałby ponownego złożenia papierów.
    Spojrzał na zegarek. Mati będzie tu lada chwila. Teraz albo nigdy - pomyślał i ruszył na drugą stronę ulicy.
    Schylił się po przedmiot, który jakby ożył w jego rękach. Zaświecił rażącym światłem i zaczął wirować. Wszystko zrobiło się rozmazane, i ustało tak szybko jak się zaczęło.
    Michał leżał na ziemi. Otworzył oczy i zobaczył w oddali biegnącego kolegę. Rozejrzał się dookoła - klepsydra zniknęła.
    "To było dziwne, ale myślałem, że cokolwiek ciekawszego się stanie"
    Podniósł się z ziemi i ruszył w stronę Mateusza, który rozglądał się nerwowo na boki.
    - No to ruszamy?
    - Zejdź mi z drogi smarkaczu - wrzasnął na niego kolega
    To go trochę zdezorientowało
    - Ty coś brałeś znowu?
    - Odwal się, dobra?! Spadaj stąd albo cię nauczę szacunku do starszych.
    - Że co?? To ja jestem z czerwca, a ty z listopada, więc o co ci chodzi?
    Tamtem spojrzał na niego.
    - Skąd niby możesz wiedzieć, że urodziłem się w listopadzie?
    Michał nic nie rozumiejąc wyjął z kieszeni telefon i przypadkowo dostrzegł swoje - młodsze o jakieś 10 lat oblicze.
    Spokojną dotychczas dzielnicę przeszył głośny krzyk.

    OdpowiedzUsuń
  10. (4)
    Tak naprawdę był sporo po trzydziestce. Przed wyjściem nałożył na siebie trochę make-upu. No a historyjkę ze studiami wymyślił, żeby wzbudzić w koledze poczucie winy. Potrzebował pionka na straty. A zresztą to i tak ćpun. Żeby mieć pewność, że Mati mu zaufa, zażył ćwierć dawki tego gówna, udając, że wziął już jedną wcześniej, ale mu mało. Właściwie nie był na haju, tylko troche kręciło mu się w głowie i miał bardzo dziwne urojenia, więc miał nadzieję, że nie spotka go zbyt mocny kac.
    A teraz jego kolega bynajmniej zwrócił na nich uwagę przechodniów. Cholera, przecież mówił mu, że nieco zmieni wygląd... Chciał go uciszyć ciosem w przeponę, ale sądząc po jego wrzasku, chyba nie trafił. Szarpnął go za ramię.
    -To ja do kur...-Urwał, gdy zobaczył jego rozszerzone źrenice. Nie wiedział, że mogą się aż tak rozszerzyć. Tak, Mateusz znowu coś zażył. Naszły go wątpliwości, czy jego pionek w ogóle dożyje do akcji.
    -Spadaj, gnoju, bo ci zaraz wpie... przywalę, to wylecisz w kosmos.
    -Masz ten kod, czy nie, Mateuszu Zambrowski, urodzony 15 listopada?
    -A ty skąd mnie znasz?
    -Nie potrafisz przestać ćpać choćby na godzinę, jak cię o to proszę?!-Michał wsadził mu ręce do obu kieszeni płaszcza, lecz spotkała go niespodzianka. Wyjął garście różnych papierów. Chciał wpakować je sobie do kieszeni, ale w porę stwierdził, że nigdy by ich nie znalazł. odłożył je na miejsce. stwierdził, że musi jakoś zaciągnąć narkomana do swojego domu...

    OdpowiedzUsuń
  11. rożek 🐴🐎💕26 grudnia 2017 13:32

    (2)
    ... jednak zanim to miało nastąpić, Michał wymacał w kieszeni coś osobliwego.
    Wyjął to na zewnątrz.
    Zaraz, czy on dalej jest na haju? Nie, na pewno nie. Więc co tym razem?
    W jego ręce połyskiwał mały złoty przedmiot.
    Klepsydra.
    - Ej Mati, ty też to widzisz?
    - Że to małe gówienko?
    - No... - Michał wpatrywał się w przedmiot jak zahipnotyzowany, aż ten nagle po raz kolejny zaczął wirować...

    Chłopców otrząsnęło bolesne uderzenie w plecy. Żaden z nich nie wiedział co się stało.
    Zaczęli powoli staczać się w dół po jakimś piaszczystym zboczu. Dopiero kiedy upadli na ziemię, zobaczyli na czym wylądowali.
    I czego było pełno dookoła.
    Piramidy.
    W oddali ujrzeli setki niewolników targających jakieś bele.
    Michał wyjął z kieszeni swojego iPhona.
    - Chodź Mati, zrobimy sobie snapa.

    OdpowiedzUsuń
  12. (24)
    Zrobili sobie uroczego snapa. Weszli do miasta. Wszyscy ludzie dziwnie się na nich gapili i, o dziwo, mówili po polsku. Znaleźli na ziemi jakiś dziwny papierek z numerem 630. Zambrowski wziął go do kieszeni. Zobaczyli coś w rodzaju happeningu wiejskiego. Odbyło się jakieś losowanie numerków. Na samym końcu wylosowano nagrodę główną. Oczywiście był to numerek 630. Mateusz pobiegł odebrać wygraną, ale, ku jego zdziwieniu, był to spleśniały abażur w pomarańczowe rabarbary, przyczepiony do (chyba zużytej) pieluchy. Całość przypominała i chyba funkcjonowała jako kieliszek. Ale to nie koniec. Potem podbiegł do nich koleś ubrany w...

    OdpowiedzUsuń
  13. Tylko nie skończ tego za szybko21 lutego 2018 07:49

    (28)
    ...coś bardzo dziwnego. Kiedy podbiegł bliżej dostrzegli, że tak właściwie to miał na sobie tylko gacie.
    Wykrzykiwał w ich stronę jakieś nieprzyjemne zdania.
    - chyba chodzi mu o naszą główną nagrodę - zasugerował Mateusz
    - Ojej. Lepiej mu ją oddajmy.
    - Zwariowałeś? Skoro jest o nią zazdrosny to nie możemy mu jej tak oddać!
    - no ale na co nam jakiś stary abażur wątpliwego pochodzenia? - z powątpiewaniem zapytał Michał
    - nie ważne na co. Ważne że jemu się podoba to musi być fajny.
    - wykorzystasz go do czegoś?
    - nie
    - ehh, ty psie ogrodnika...
    - istotne jest to, za ile możemy go sprzedać - juz zacierał rączki
    W tym czasie interesant w majteczkach zdążył się zbliżyć na tyle żeby mogli wyczuć jego zapaszek i zobaczyć wyraz twarzy. Nie wiadomo co było gorsze.
    - A ty co za jeden? - warknął Mati
    - oddajcie mi nagrodę!! To był mój numerek tylko go zgubiłem.
    - Aaa, numerek...? Yy, nie.
    - oddawaj!!
    - może innym razem
    Jeszcze przez jakiś czas się tak przekomarzali.
    - chcę go! Teraz!
    - hehe, nie dostaniesz... xD
    - Mati...
    - ...bo my go weźmiemy...
    - ej Mati... - szepnął kolega
    - ...a ty możesz tylko pomarzyć haha
    - Mati...
    - No co?
    Obaj w tym momencie spojrzeli w bok, gdzie czaiła się cała armia umięśnionych facetów w różowych gatkach, a na ich czele w wielkim rydwanie pozował w stronę słońca, które akurat zaszło i zepsuło cały efekt, koleś który chyba uważał się za wodza czy coś, bo miał na głowie berecik i w ręce chorągiewkę w żółte gwiazdki. Groźnie spojrzeli w ich stronę.
    - ...to pułapka. - dokończył Michał

    ***

    Obudził ich szmer. Okazało się ze to tylko kotek ostrzył sobie pazurki na łydce Mateusza. Spokojnie odetchnęli z ulgą i poszli spać dalej.
    Zaraz zaraz.
    Kotek?
    W łydkę?
    Mateusza?
    To jest z nami jakiś Mateusz?
    A może to ja mam na imię Mateusz?
    Natychmiast poderwali się na równe nogi. Ten z broczącą nogą pierwszy doszedł do siebie i był w stanie pogłaskać kotka, który bardzo się przestraszył ich nagłym wstaniem.
    Michał jednak nie wytrzymał i musiał spytać:
    - to ty byłeś Mateusz, co nie?
    - No na to wychodzi. W końcu to moja łydka jest podrapana.
    - A faktycznie... juz zwątpiłem, no ale masz rację, argument z łydką jest nie do podważenia... - i tez pochylił się żeby podrapać kotka za uszkiem (oczywiście tak lekko tylko, to nie miało być pomszczenie ran kolegi). Rozległo się mruczenie.
    Chłopcy rozejrzeli się dookoła. Było ciemno, jednak przez małe szczelinki w ścianach dochodziło jakieś nikłe światło, co pomagało odróżnić od siebie kontury przedmiotów.
    - chyba nas zamknęli... - stwierdził Michał
    - ale to zamknięcie nie takie złe - odparł Mati rozkładając się na kanapie z pilotem w ręku - zobaczmy czy mają tu kablówkę...
    - ciekawe tylko gdzie my właściwie jesteśmy... - westchnął Michaś
    I wtedy pomieszczenie rozświetlił ekran telewizora i ciszę przeszył przenikliwy lecz beznamiętny głos:
    - "Witamy w samym środku piramidy".
    Goście spojrzeli na siebie zdezorientowani. Głos jednak raczył się tym nie przejmować i kontynuował z takim samym zapałem jak wcześniej:
    - "jesteś naszym 1000 gościem, przewidziana została nagroda he he he to był żart, tak serio to zostaliście uwięzieni"
    *odgłos przełykania śliny przez chłopców*
    - "Macie tylko 12 godzin na uwolnienie się z pułapki, potem piramida ulegnie autodestrukcji".
    *odgłos mruczenia*
    - "nikomu dotychczas nie udało się uciec"
    *odgłos spuszczanej wody w kiblu gdzieś wysoko nad nimi*
    - "na prawo jest kaplica, gdybyście mieli ochotę się pomodlić, a tuż obok duży czerwony przycisk powodujący samozapłon piramidy, gdybyście już stracili nadzieję. Polecamy się na przyszłość, życzymy udanego pobytu i wspaniałych wrażeń".
    Telewizor zgasł na moment, a potem zaczął wyświetlać upływ czasu. Spojrzeli na siebie.
    - musimy uratować kotka - zawyrokował ten z zadrapaną łydką
    Zegar na wyświetlaczu pokazywał 11:59:08

    OdpowiedzUsuń
  14. Poszli na lewo, gdyż nie byli zbyt religijni. (No dobra, nie poszli na prawo, bo to wiocha studiować.)
    *Czyjeś przekleństwa i ponowne spuszczanie wody w kiblu*
    Weszli do małego pomieszczenia.
    *Ponowne spuszczanie wody*
    *Mlaskanie charakterystyczne dla rozpaczliwego upychania czegoś nogą w kiblu*
    Na ścianie były powieszone dwa plecaki, chyba ze sprzętem. Nagle przez okno (okno? Skąd?)...

    OdpowiedzUsuń
  15. Pewien miły rożek z okolicy11 sierpnia 2019 01:22

    Wleciało jakieś zawiniątko. Wyjrzeli przez nie. Jakiś gostek coś do nich krzyczał, mocno gestykulując
    -On chyba chce, żebyśmy mu to oddali.
    -Możliwe.- Wyrzucili więc pakunek spowrotem. Trafili gostka w czoło, a ten się wkurzył i ponownie rzucił przedmiot, tym razem jednak trafił w ścianę i jego zawartość się rozbryzgła. Wzruszyli się... Nie, wzruszyli ramionami i odeszli od okna. Poszli jakimś korytarzem.
    - ty, nie wzięliśmy plecaków!- Zauważył Mati.
    - Szczerze, to nie chce mi się po nie wracać.
    - Mi też. Liczyłem że ty po nie pójdziesz...
    Po dłuższej chwili dyskusji usłyszeli jakieś szuranie. Rzucili się do ucieczki. W pewnym momencie Michał się potknął. Jego kolega spostrzegł to dopiero po przebiegnięciu jakichś 50 metrów. Zatrzymał się, a właściwie wpadł w ścianę. W każdym razie energię wytrącił. Chciał pomóc koledze wstać, ale było już za późno. Najpierw ujrzeli cień sunący po ścianie w ich kierunku. Po chwili zza rogu wychylił się kotek ciągnący ich plecaki. Panowie stali oniemiali. Zwierzaczek przewrócił oczkami i walnął im ekwipunek pod nogi.

    OdpowiedzUsuń
  16. Okazało się że nie był to ich plecaczek. Po prostu kotek przyjechał tu na wakacje i też chciał zabrać ze sobą kilka granatów... Yy to znaczy gratów. Choć kto wie, może i miał w środku jakieś materiały wybuchowe. Chłopcy otworzyli torbę. Ich oczom ukazały się 4 puszki whiskasa, kupon rabatowy na drapaki, stara zapleśniała bułka i skrzypce.
    - skrzypce? - zdziwił się Michał
    Kotek tylko wzruszył ramionami i wkurzony odebrał im plecaczek.
    - eh, jesteśmy zgubieni. Chyba nie ma wyjścia i zginiemy tu - Mateusz podniósł nogę, ułatwiając kotkowi przejście do drzwi oznaczonych napisem EXIT. Jego wzrok powędrował na prawo, gdzie widniał obraz przedstawiający średniowieczny prysznic w malowniczej scenerii, dalej dostrzegł powieszony żyrandol, który zamiast kryształów składał się z wiszących fragmentów kartkówki. Spojrzał z powrotem w lewo, omiótł wzrokiem kotka wychodzącego sobie spokojnie przez drzwi, dalej wystawę łuków strzeleckich i spojrzał na kolegę.
    - szkoda że nie ma stąd wyjścia... - przyznał mu rację
    Kotek słysząc to przewrócił oczami, po czym wyszedł prosto na zewnątrz. Chciał im zostawić otwarte drzwi na wypadek gdyby w końcu je zauważyli, ale odwrócił się i dostrzegł tabliczkę z napisem "prosimy zamykać drzwi, gdyż w środku są flusie, którzy nie powinni się wydostać, to chociaż im tego nie ułatwiajmy"
    Nie to nie, pomyślał kotek i już chciał zamknąć drzwi, ale omsknął mu się pazurek wydając przy tym nieznośny dźwięk.
    Michał usłyszał ten hałas i wyszedł na zewnątrz zobaczyć co się stało. Upewnił się, że to tylko kotek, zmrużył oczy od oslepiajacego słońca i wrócił do wnętrza pułapki zamykając za sobą drzwi.
    - co to było? - spytał Mati
    - a nic nic, tylko kotek wychodził na zewnątrz
    - aa okej
    Chwilę trwało zanim do chłopców dotarło, co właśnie odkryli. Chwila była na tyle długa, że w międzyczasie było słychać ze 3 spłukiwania wody w kibelku. Nawet na tyle, że zdążyli zgłodnieć i zjeść zawartość jednej puszki zwędzonej cichaczem koteczkowi. No dobra, ta chwila trwała 9 godzin, 14 minut i parę sekund, zanim nieogary się zorientowały że ten śmieszny zielony prostokąt z białym ludzikiem i strzałką zwróconą w kierunku drzwi to droga ewakuacji...

    Na zewnątrz było ciepło, choć chyba zbierało się na deszcz.
    - chyba zbiera się na deszcz - orzekł Mati
    - niee, przecież jest ciepło - odparł Michał - skąd Ci to w ogóle przyszło do głowy pff
    - ano stąd - Mati wskazał na wielki ekran, na którym właśnie wyświetlali pogodę.
    Nie sprzeczając się dłużej, ruszyli w kierunku wznoszacego się w oddali miasta na szczycie góry. Byli już mniej więcej w połowie drogi, gdy nagle zaskoczyło ich coś przerażającego...

    OdpowiedzUsuń
  17. Ileż można się kąpać 🤔🏊🕓😤13 sierpnia 2019 14:58

    (/- ... -/ oznacza skreślenie)

    -Ja... Chyba zostawiłem telefon w piramidzie...- wydusił Mateusz
    Michał bardzo się przeraził.
    -Bardzo mnie to przeraziło.
    -Bardzo mnie przeraziła informacja, że mój przyjaciel Mateusz zostawił telefon w piramidzie.- Powiedział 32 letni Michał, którego informacja że jego przyjaciel Mateusz zostawił telefon w piramidzie bardzo przeraziła, kamerze.
    - Wracamy do tej piramidy?
    Tak, wracamy do tej piramidy.
    Więc wrócili
    Nagle w jej wnętrzu natknęli się na jakiegoś gostka.
    -Co wy tu robicie?- spytał.
    -Spytałem co tu robią, bo zaskoczył mnie fakt ich przybycia i nie wiedziałem, co tu robią.- Wytłumaczył kamerze, która wyglądała, jakby nie ogarniała tak wartkiej, zawiłej i nieoczywistej akcji.
    *Chrapanie kamerzysty*
    - Zgubiłem telefon, widział pan /-morze bałtyckie o tej porze roku? Jest naprawdę piękne..
    -/ może takiego białego ajfona?
    - Co białe? No znalazłem takie białe gówienko, świetnie się nadaje do wbijania gwoździ.- Wyjął letko pogięty biedny telefonik
    -no, to ten...
    -Aha.
    *Przepełnione /-miłością-/ przekleństwami wrzaski adresowane do technicznego, który z nudów zaczął migać ludziom po oczach płachtą do doświetlania (naciągnięta na stelaż lub ramę płachta, która świetnie odbija słoneczko i jest używana na planie jako niewymagające prundu, więc i okablowania dodatkowe źródło światła kierowanego w kadr.- przyp.red.)
    -To... Mogę telefon?
    -A, telefon?.. Nie.
    - A jak ładnie poproszę?


    * * *


    Tymczasem Lea po skończonym masażu postanowiła coś zjeść. Otworzyła lodówkę. Natychmiast ją zatrzasnęła, bo jej nozdrza uderzył straszliwy smród. Otworzyła je ponownie
    - Ale straszliwy smród wydobywa się z mej /-duszy-/ lodówki.- Skomentowała.
    Nagle do jej kuchni wbiła druga ekipa filmowa, i jakaś baba przelazła jej ubłoconymi bamboszami po białym dywanie i zaczęła się drzeć, przestając, gdy pałkarz(dźwiękowiec trzymający sprzęt -przyp.red) uciszył ją gestem.
    -Pozwól żeby w twoim domu zagościła czystość!!!
    - Właśnie zagościła. - Pia spojrzała wymownie na jej buty. Lecz ta gdakała dalej.
    - Śmierdzi ci z lodówki?
    - Wypaliło ci komórki węchowe?
    - Zastosuj Xantulux!!!
    -Co ona tu robi? - Spytała Lea.
    - Lokowanie produktu. - Kierownik planu wzruszył ramionami.- Wiesz, no bida w kraju i trzeba sobie radzić

    OdpowiedzUsuń
  18. Ziemniaki się gotują? 🥔21 lipca 2020 05:22

    Lea nagle się ocknęła. Rozejrzała się wokoło. Ekipa filmowa zniknęła, nie było śladu bo tej dziwnej pani z jakimś lekiem, płynem do dezynfekcji, maścią poślizgową do lewatywy, czy co to tam było.
    Hmm, a więc to był tylko jakiś dziwny sen.
    Lea może by dalej tak myślała, gdyby nie dostrzegła leżących obok niej tabletek, jednej rozkruszonej, a obok strzykawka, zapalniczka, jakaś dziwna metalowa łyżeczka i gaziki. W tym momencie Lea nadal myślała, że to sen i pewnie dalej by tak myślała, gdyby nie igła ósemka (to ta zielona) stercząca z jej dołu łokciowego. No dobra, Lea nadal myślała że to był sen, usiadła, wyjęła igłę, zapominając o zdezynfekowaniu rany, przyłożeniu gazika i zaklejenia.
    Dopiero idąc do lodówki olśniło ją że to nie był sen. Jeśli olśnieniem można nazwać przeczytanie karteczki na lodówce którą ktoś dla niej zostawił.
    TO NIE BYŁ SEN JBC, PODALIŚMY CI PROCHY, W LODÓWCE MASZ KANAPKI,

    WŁAMYWACZE
    P.S. JAK MOŻNA NIE MIEĆ W DOMU TELEWIZORA? GDYBYŚMY NIE ZABRALI MIKROFALÓWKI, TO WYSZLIBYŚMY Z NICZYM...
    Leę bardzo zasmuciła ta wiadomość.
    "ojej, biedni włamywacze, musieli targać tę okropnie ciężką mikrofalówę, pewnie coś sobie naciągnęli odłączając ją od prądu, przecież to za lodówką, a jeszcze tacy kochani zrobili mi kanapki..."
    Nie zważając na to że ma na sobie tylko koszulę (A gdyby spojrzała w lustro, doceniłaby, że włamywacze również ją przebrali do spanka i zabrali ciążącą biżuterię (och, kochani)), wyszła z domu prosto na ruchliwą ulicę. Cudem uniknęła zderzenia z jakąś panią pchającą wózek, ale zderzenia ze zniesmaczonymi spojrzeniami przechodniów już nie udało jej się uniknąć.
    Biegła przed siebie, nie wiedząc do końca nawet dokąd biegnie. W końcu złapała zadyszkę i usiadła zmęczona na pobliskim obsranym przez gołębie krawężniku, żałując, że nie zjadła najpierw kanapek od włamywaczy.
    Zobaczyła nad sobą jakąś wysoką postać. Zabrakło jej tchu, gdy usłyszała ten dźwięk...
    - dokumenty proszę - policjantka spoglądała na nią z góry z niemniejszym obrzydzeniem niż pozostali uczestnicy ruchu drogowego. Za krzaczkiem akurat ktoś rzygał. Lea zastanowiła się przez moment, czy to aby ona nie jest powodem tego wypróżnienia.
    Już miała odpowiedzieć, że nie ma nic orzy sobie poza bielizną (a potem poprawić się, że jednak nie ma przy sobie zupełnie nic), gdy nagle zza drzewa wyłoniła się tak dobrze jej znana postać...

    OdpowiedzUsuń
  19. Jehowa, któremu jest przykro przez ciebie, grzeszniku.21 lipca 2020 05:53

    Jak dupa zza krzaka, zza krzaka wyłonił się dobrze jej znany szynszyl. Prawie przekonał policjantkę że przecież rrrr, więc ta zadzwoniła do jakiegoś Chrisa, który jednak nie podzielał zdania że rrrr, ale ktoś w międzyczasie zaczął do niego strzelać na środku ulicy, więc finalnie dał im błogosławieństwo na dalszą podróż na wytrzeźwiałkę. Funkcjonariuszka spojrzała na Leę, a potem na swoją czyściutką tapicerkę .
    - A nie chciałabyś może pójść na pieszo?
    - W sumie... Tylko pójdę do domu po kanapki od włamywaczy.
    - Ja wracam zawsze do pustego mieszkania, nikt mnie nie odwiedza... Nikt mi nie robi kanapek... A mój szef nawet nie chce na mnie spojrzeć, a jest taki... - Dotarło do niej że panna bez gaci zdążyła się już sporo oddalić. Ruszyła za nią w nadziei że wreszcie ktoś wysłucha jej pięciogodzinnej opowieści o życiu.

    ***
    -A jak ładnie poproszę?
    -Hmm, to zmienia trochę postać rzeczy, ale nie
    -Czemu?
    -Bo czym ja teraz będę wbijać gwoździe w piramidach?

    OdpowiedzUsuń
  20. Chodź robaczku na spacerek 🐛31 stycznia 2021 02:31

    - aa no w sumie masz rację, nie pomyślałem o tym, przepraszam - potulnie spuścił głowę i wyszedł z piramidy.

    Tymczasem Michał zdążył już zawędrować do najbliższej osady, podążając za antenką umieszczoną na końcu kociego ogonka. Za bramą wejściową z wielkim napisem "z(a)wróćcie póki jeszcze możecie" mieścił się niewielki wychodek. Michał zaczął się zastanawiać czy literka A w napisie została celowo zamalowana. Odsunął delikatnie stopą wymiotującego nieopodal tubylca i zaczął się rozglądać za kotkiem, który zniknął gdzieś w tłumie. Przed nim rozpościerały się liczne stragany i automaty do gry. Natychmiast podbiegła do niego jakaś leciwa babcinka szepcząc coś pod nosem. W rękach trzymała stary kaloryfer. Sądząc po stanie w jakim się znajdował, po zardzewiałych żeberkach i wyciekającym brązowym płynie, musiał pochodzić faktycznie z antycznych czasów. Michał zaczął się zastanawiać, czy on właściwie nie ma czegoś z głową (dopiero teraz?), gdy nagle jego oczom ukazała się tabliczka z napisem "darmowe porady psychiatryczne".
    - co za przypadek - mruknął pod nosem i podszedł do drzwi, na których była przybita owa informacja. Niestety gdy zbliżył się na tyle żeby przeczytać drobny druczek na samym dole tabliczki (okulista byłby z niego dumny), ujrzał tam coś okropnego. Podpis głosił "tylko dla posiadaczy karty <>". Zirytowany chłopak walnął z całej siły pięścią w drzwi, aż wystraszył stojącego obok mężczyznę z koszulką z napisem "Golonka - codziennie niskie oceny" trzymającego w ręce jakąś małą kartę i dzienniczek ocen. Na nogach miał naciągnięte obcisłe rajstopy w kratkę, co tylko dopełniało jego wizerunek golonki, a do kostki miał przywiązany cienki sznureczek. Michał spojrzał ponad jego ramieniem, gdzie ciągnął się kolejny sznureczek - tym razem wygłodniałych psów, a wśród nich dostrzegł kotka z piramidy.
    - kim ty jesteś przybyszu? - zapytała golonka
    Michał zignorował to pytanie, próbując sobie przypomnieć czy kotek im się przedstawiał i jak tu go zawołać po imieniu.
    - Mruczek? - wypalił z nadzieją, że rodzice kotka nie byli zbytnio kreatywni przy wymyślaniu imienia dla swojej pociechy. Niestety kotek ani drgnął i nawet nie podniósł na niego wzroku, nie przerywając podziwiania swoich pięknych pazurków, które jeszcze nie tak dawno zgłębiały się w łydce Mateusza (właśnie, ile ten Mateusz szuka tego telefonu...)
    - piękne imię - stwierdził mężczyzna podobny do szynki - chyba musisz mieć szlacheckie korzenie, co kolego?
    - yy, co? - spytał skonsternowany Michał - aa niee, chciałem zawołać mojego kotka, który ustawił się w kolejce do degustacji pańskich dorodnych łydek
    - dobra dobra, Mruczek, każdy tak mówi. Lepiej powiedz co cię tu sprowadza.
    - dobre pytanie... - Michał wciąż w myślach wertował książkę telefoniczną w poszukiwaniu inspiracji nietypowymi kocimi imionami. Zajęło mu to tyle czasu, że przyszła kolej kotka na lizanie golonki (poprzedzające go pieski teraz wyglądały jakoś dziwnie i kiwając się na boki rozchodziły się powoli w różne strony). Wtedy dostrzegł, że jego puszysty przyjaciel ma na łopatce wytatuowane "PUSZEK".
    - Puszek, to ty?
    Kotek zamarł w połowie lizania, językiem przywierającym do goleni mężczyzny, a z jego gardła wyrwało się cichutkie "miau".
    Usatysfakcjonowany tą odpowiedzią Michał zgarnął kotka pod pachę i zaczął grzebać w jego plecaczku w poszukiwaniu whiskasa. Wtedy w oddali zobaczyli zbliżającą się sylwetkę.
    - Mateusz? - oczy obydwu rozjarzyły się natychmiast - jednemu z radości, drugiemu z głodu.

    OdpowiedzUsuń
  21. Kotek podtruchtał radośnie w kierunku posiadacza wyjątkowo aksamitnych dla pazurków łydek, który zaczął coś tłumaczyć że tu i tak nie ma zasięgu, mówiąc z takim wigorem że aż Michał podniósł głowę znad puszki. Nagle przerwał wywód.
    -Jadłeś beze mnie?- Zapytał z rozczarowaniem. Faktycznie, z zawartości puszki nic już nie zostało.
    -Ja... Eee yyy noo... -Zaczął się tłumaczyć, ale zamilkł, napotkawszy lodowate spojrzenie kolegi

    ***

    Lea, chwyciwszy za klamkę zamarła
    -Wytrzeźwiałka? A co to takiego jest ta wytrzeźwiałka? I jak ja mam tam do jasnej stodoły sama dojść? - Nie wiadomo czy niewiedza dziewczyny wynikała z małej pojemności pamięci (trzeba było dokupić więcej w elektronicznym hehe), czy odporności jej mózgu na wszystko związane ze słowem "trzeźwość". Weszła do mieszkania. Przekroczyła ogromną planę z błota na dywanie zostawioną przez babę z reklamy, która zdążyła już spłynąć i połączyć się z wielką plamą moczu zostawioną przez szynszyla i z wielką plamą z nie wiadomo do końca czego zostawioną przez Leę. W zamyśleniu otworzyła lodówkę. Zobaczyła na ścianie przypiętą karteczkę "Byliśmy tu, ale nic wartościowego nie znaleźliśmy. No wieeesz co... Inni włamywacze"
    Czyli że byli tu też drudzy i się biedni zawiedli... Zdziwiło ją że żaden jeszcze nie wyniósł jej lodówki. Strąciła karalucha z półki, zamknęła lodówkę żeby sąsiedzi znowu nie marudzili że śmierdzi na pół osiedla i wzruszyła ramionami. -Ślepi chyba jacyś.- Walnęła się na kanapę, konsumując drugą kanapkę. Szynszyl wskoczył jej na brzuch, zaczęła go głaskać. Jedna rzecz nie dawała jej spokoju:

    OdpowiedzUsuń
  22. Szczypeć zakaźny 🦠19 września 2021 12:34

    A mianowicie nieprzyjemny zapach kanapki. Nie byłby on taki najgorszy, gdyby nie towarzyszące łaskotanie w podniebienie przez olbrzymie połacie jeszcze bardziej futrzastej niż szynszyl pleśni. Tak bardzo nie dawało jej to spokoju, że przełykając kolejne kęsy krzywiła się na przemian z pokonywaniem odruchu wymiotnego (nie za każdym razem skutecznie).
    W końcu szynszyl nie wytrzymał i zeskoczył na podłogę, chwiejąc się z otumanienia specyficznym zapachem. Radośnie udał się jak najdalej od Lei wspominając jak dobrze i czysto było mu w sklepie zoologicznym.
    "Eh rrr" - westchnął i wyszedł na dwór przez jedną z licznych dziur w drzwiach wejściowych. Co ciekawe włamywacze nie musieli używać nawet łoma, bo sądząc po stanie w jakim znajdowały się drzwi (a raczej to co z nich zostało), wystarczyło złapać za klamkę, żeby chwilę potem mieć ją cały czas w ręce stojąc pośród spróchniałych desek porozrzucanych na podłodze. Wyobrażając sobie ten widok, jakiś dziwnym przypadkiem w głowie szynszyla nasunęło się skojarzenie z uzębieniem Lei.
    Przestąpiwszy próg, w końcu mógł odetchnąć świeżym powietrzem. Rozejrzał się pobieżnie na boki, uważniej niż jego właścicielka przechodząc przez jezdnię na czerwonym świetle, a następnie dał nurka w najbliższe krzaki.
    Nie minęła sekunda, a wyskoczył stamtąd jak poparzony...

    ***

    Michał, Mateusz i Puszek po wyjątkowo wyczerpującym dniu pozbierali swoje manatki i postanowili znaleźć jakieś schronienie niebędące piramidą pułapką. Podczas gdy chłopcy latali po wiosce z kompasem i zaczepiali przechodniów, kotek zarezerwował im ładny apartament z kuwetą i mnóstwem kartonów na booking.com.
    Gdy już doczołgali się do hotelu, odebrali klucze, rozładowali bagaże, rozczarowali recepcjonistę, zniesmaczyli sprzątaczkę, umyli się, zjedli kolację, rozbili lampę, wystraszyli innych gości, zgubili klucze, posprzątali odłamki, wyprali dywan, wynieśli śmieci, umyli lodówkę, znaleźli klucze, wyrzucili instrukcję obsługi piekarnika, odszukali danie instant, włączyli alarm przeciwpożarowy, pożegnali sąsiadów, ponownie zniesmaczyli sprzątaczkę i poszli spać, Puszek mógł w końcu spokojnie odetchnąć i oddać się codziennemu rytuałowi czytania doniesień ze świata i okolic. Coraz bardziej zamykały mu się oczy gdy beznamiętnie przesuwał łapką po ekranie swojego smartfona. Już miał odkładać zabawkę, gdy kątem oka dostrzegł piorunujący nagłówek jednego z artykułów. Natychmiast przestało mu się chcieć spać. Kotek nie wierzył w to co właśnie przeczytał.
    "Jak mogli się dowiedzieć... To nie miało prawa ujrzeć światła dziennego" - pomyślał i w jego głowie natychmiast zaczął się układać awaryjny plan działania. Odłożył telefon i podszedł do okna. Zapatrzył się w rozgwieżdżone niebo i błyskające światła ulicy, wsłuchał się z nostalgią w wyjące syreny (hm, syreny?). Na niezablokowanym ekranie wciąż kłuł w oczy zatrważający napis:

    OdpowiedzUsuń
  23. Puszek. Znaczy yyy Muchomor Straszliwy22 września 2021 12:48


    "Puszek z Wadowic regularnie dopisuje na mojejksiazce8 swoje przygody, tworząc tym pętlę czasową"
    Już wiedzą!- Pomyślał.- Admini z Laleczką Leprahaums zaraz tu będą! Muszę ich jakoś ładnie podjąć Herbatką i to wszystko wytłumaczyć...

    ***

    Nie wiadomo kto pisnął głośniej. Pia, Szynszyl, kółka wózka sklepowego nieopodal, czy pracownica urzędu skarbowego wracająca z pracy na widok całego zajścia.
    -Cześć futrzaczku. Mam już jednego szynszyla, może się zaprzyjaźnicie?
    -Rrrr
    -Eh, mniejsza o to. Doprowadziłbyś mnie do twojej właścicielki? Nie mam komu się wygadać z problemów miłosnych, a i na wytrzeźwiałce mówili że jej nie ma...
    -Rrrr
    -Co?
    -(zniecierpliwione) Rrrr
    -Aaaa. Jesteś genialny!- Chciała ucałować zwierzątko, ale to zdecydowanie pokręciło główką. - Ee, nieważne... - Odstawiła go na ziemię. - Ale masz rację, pójdę go odwiedzić, a potem przyjdę do ciebie znowu po radę. Jakbyś czegoś potrzebował to śmiało dawaj znać.
    -Rrrrr

    OdpowiedzUsuń
  24. Parek w rochliku 🌭23 września 2021 07:08

    ***

    - Puszek...
    Różowe ciasteczko podniosło się delikatnie i poszybowało miękko pośród długich strzępów waty cukrowej aż do wznoszącego się ponad horyzont wodospadu z mleka migdałowego. Kilka małych kociąt urządziło sobie piknik na brzegu rzeki, a w każdej z miseczek połyskiwały świeżo usmażone na ognisku tuńczyki. Wspaniały zapach był coraz bliżej. Jeszcze tylko kilka kroków i jedno sięgnięcie łapą...
    - Puszku!
    Jedno z kociąt spojrzało na niego z błyskiem w oku. Szybko skupił się jednak na smakowitych przysmakach. Już prawie je miał, jeszcze tylko kilka centymetrów. Wychylił się mocniej, niemalże dotykając lśniącej skórki oblanej skwierczącym tłuszczykiem i doprawionej kocimiętką.
    - Wstawaj, bo zaraz sam zjem twój przydział whiskasa.
    Puszek oprzytomniał. Groźba nieotrzymania śniadania i to jeszcze w dodatku gdy wciąż przed oczami miał pachnące tuńczyki była nie do zniesienia. Przeciągnął się i ruszył do miseczki.
    "Ach więc to był tylko sen" - otrząsnął się z wrażenia że jeszcze przed chwilą czytał jakieś niezrozumiałe treści na telefonie, a następnie fruwał na chmurkach z wiórek kokosowych. Jakieś laleczki czy co to tam jeszcze mu się przyśniło. No nie ważne.
    Podczas gdy kotek kończył swoje śniadanie, chłopcy zastanawiali się dokąd dzisiaj ich poniesie. Bo przecież gdzieś udać się musieli. Należało odzyskać dziwny przedmiot i jakoś wrócić do własnej rzeczywistości. Chociaż jak się tak głębiej zastanowić, to nie było tu w końcu tak źle. A już na pewno nie można było mówić o nudzie.
    Spakowali plecaczek, przypalony dywan wsunęli pod łóżko, potłuczone fragmenty butelki udało się wrzucić do wazonu, z piekarnika przestało już się dymić, a podarte firanki upchnęli w lodówce obok wyszczerbionych filiżanek. Wychylili się na korytarz sprawdzając czy nie pałętają się tam wścibscy sąsiedzi, ale po tym jak przypomnieli sobie, że przecież wczorajszego wieczora zdążyli wszystkich skutecznie stąd spłoszyć, wyjęli zawartość lodówki, żeby odzyskać zgubione już któryś raz klucze, włożyli na miejsce wszystkie usunięte wcześniej bezpieczniki, szybko zamknęli za sobą drzwi i oddalili się w stronę recepcji, żeby nie musieć już słuchać wycia alarmu, który niemiłosiernie dźwięczał im w uszach.
    Kotek przeprosił za swoich towarzyszy i wręczył recepcjoniście worek monet znalezionych kiedyś w kieszeni człowieka golonki i skubniętych mu niezauważenie podczas udawania, że obiektem zainteresowania jest jego spocona, obleśna i wylizana przez wszystkie okoliczne psy łydka.
    Wyszli na zewnątrz. Po wczorajszym upale nie było śladu. Słońce schowało się za chmurami, z których w tym momencie ku zaskoczeniu chłopców stojących w krótkich spodenkach, letnich koszulkach i czapkach z daszkiem, a do tego wysmarowanych od stóp do głów kremem z filtrem UV 50 (bo taki zawsze polecała mama Mateusza będąca częścią dużej firmy produkującej akurat takie kremy), padał... śnieg xd.
    - chyba żadna pogodynka w tych okolicach zbyt długo nie wyżyje - stwierdził Michał.
    W zaledwie kilka minut stali już po kostki w lodowatych zaspach, a jedyny na tyle mądry żeby ubrać coś na siebie był oczywiście Puszek, który opatulił się znalezionym w plecaku śpiworem któregoś z chłopców.
    Kiedy śnieg sięgał im już do pół łydki, kotek zdążył skręcić prowizoryczne sanki z zestawu z Ikei dołączonego do skrzynki opatrzonej napisem "Gör det själv och oroa dig inte för instruktionerna", co w wolnym tłumaczeniu znaczy "zrób to sam, a instrukcją się nie przejmuj". Tak też postąpił i nawet nie spoglądając na kawałek papieru ze szwedzkimi ludzikami przedstawionymi w najróżniejszych scenach od przygniatania przez mebel, po podróżowaniu w karetce z rozciętym palcem, zmontował elegancki dębowy środek transportu.
    Gdy chłopcy mieli śniegu do kolan, wciągnął ich na swoje sanki i rozgarniając wszystko po drodze wielką łopatą udali się w stronę, która wybrana na chybił trafił mogła się wydawać południem.

    OdpowiedzUsuń
  25. Rochlik w parku 🏞️🌳🌲23 września 2021 07:14

    ***

    Szynszyl doszedł już do siebie, a otumaniający go smród zdążył wywietrzeć z jego nozdrzy. Wziął jeszcze jeden głęboki wdech i z powrotem zajrzał w krzaki. Tak jak mu się pierwotnie zdawało, zwłoki leżały tam nadal. Ale tym razem nie przemówiły do niego ludzkim głosem w jego wyobraźni. Zanim zabrakło mu tlenu i musiał wychylić się na świeże powietrze, zdążył pobieżnie ocenić sytuację. Była to kobieta, na oko trzydziesto kilku letnia. Na jej ciele było pełno dziwnych ran, jakby przysmażonych na brzegach. Wokół praktycznie nie było krwi, co wydało mu się dziwne przy tak dużych obrażeniach, jakich musiała doznać.
    Na kolejnym wdechu zaczął się rozglądać za narzędziem zbrodni, którego jednak nie znalazł, a jedynym co przykuło jego uwagę był rozsypany wokół proszek do prania.
    Dziwne, bardzo dziwne.
    Kilka metrów od krzaka zatrzymał się czarny samochód z przyciemnianymi szybami, a ze środka wysiadło dwóch ubranych na czarno mężczyzn z przyciemnianymi okularami, trzymających w rękach czarne karabiny maszynowe z przyciemnianymi matowymi lufami. Szynszyl siedział cichutko opodal krzaczka wstrzymując oddech po części dlatego, że nie chciał aby mężczyźni go usłyszeli, a po prawdzie to nie chciał wdychać zbyt dużo smrodu ulatniającego się z zarośli zmieszanego z tym dochodzącym z domu.
    Ten wyższy rozejrzał się i powiedział cicho do drugiego:
    - musieli zostawić ją gdzieś tutaj, przecież się nie rozpłynęła w powietrzu...
    - niby tak, ale wiesz... Już nie raz nam pokazali na co ich stać, a coś czuję, że to dopiero początek.
    - dobra cicho, zaczynamy przeszukiwać tam gdzie poprzednio skończyliśmy. Tym razem przydusimy tamtą paniusię w obdartych szmatkach, bo ona na pewno coś wie.
    Ruszyli w kierunku pozostałości drzwi wejściowych domu Lei
    "O nie, tak to my się bawić nie będziemy" - pomyślał szynszyl i ruszył ścieżką prowadzącą do tylnych drzwi do mieszkania.

    OdpowiedzUsuń